czwartek, 16 marca 2017

Couchsurfing

            Poranne odbieranie poczty, jak każdego dnia. Na gmailu wylądowało parę reklam, które od razu wyrzuciłem do spamu, kilka newsletterów których przeczytanie zawsze odkładam w czasie, kilka wiadomości od szefa i jeden mail z couchsurfingu. Jak dawno nikt tam do mnie nie pisał! Z zaciekawieniem sprawdzam co kryje się w środku…
 „Cześć, jesteśmy barmankami z Ustrzyk Górnych, wybrałyśmy się dzisiaj do Sanoka, którego jeszcze nie znamy. musimy zostać do jutra, potrzebujemy noclegu i towarzystwa na wieczór, chciałbyś pójść z nami na piwko lub pożyczyć nam w nocy kawałek podłogi? Pozdrawiamy, Natalia i Ania.”

Kawałka podłogi pożyczyć nie za bardzo mam gdzie, ale pójść na piwko do baru … czemu nie. Pogoda jest tak „barowa” że chyba już bardziej być nie może. Sprawdzę co to za laski i może gdzieś się ustawimy. Zwłaszcza, że na pierwszy rzut oka widzę, że często korzystają z couchsurfingu. Co prawda zdjęcia jak zawsze na tym portalu są tak beznadziejne że ciężko się co na nich jest, ale konto wygląda całkiem przyzwoicie. Mam przeczucie, że może być ciekawie. Zostawiły swój numer telefonu, więc wysyłam eska. Kilka wiadomości później umówiłem się z nimi bliżej nie określonym wieczorem przy hotelu w którym miały załatwić sobie nocleg. No to przynajmniej będę miał z kim pogadać przy piwku lub dwóch. Jeszcze nigdy nie zawiodłem się na ludziach poznanych przez couchsurfing.

Godzina 18, dziewczyny piszą że za godzinę można się spotkać. W sam raz, zdążę się ze wszystkim ogarnąć i będę mógł na spokojnie wyjść. Mam chwilę czasu.

Od dziesięciu minut stoję w umówionym miejscu i czekam. Wysłałem smsa z pytaniem gdzie są. Podejrzewam, że w hotelu, ale nie chciałem tam wchodzić bo nie byłem pewien czy je tam znajdę. Na dworze jest chłodno i wilgotno, klimat prosto ze stereotypowego Londynu. Po kilku minutach stania w końcu dostałem odpowiedź. Barmanki stwierdziły że „chyba są na rynku”. I że będą czekać. Hmm… nieco to dziwne, no ale idę w takim razie.

Rynek o tej porze jest wymarły prawie jak jakieś cmentarzysko, więc powinniśmy się znaleźć bez problemu. W pierwszej chwili nie zauważyłem nikogo, ale idę dalej żeby wyłowić coś z unoszącej się wszędzie mgły. Przeszedłem cały plac i nie spotkałem nikogo… No ale nie, ktoś idzie. Dwie żeńskie postacie, jedna duża druga mała. One też mnie namierzyły i zmierzają w moją stronę. Witam się z nimi przedstawiając i zmarznięci szybko decydujemy się iść do najbliższej knajpy.  

Teraz już w ciepłej atmosferze czekamy aż barmanka przyniesie piwo … i tequilę. Dziewczyny jako barmanki lubią poeksperymentować z różnymi trunkami – tak mi przed chwilą powiedziały. No a teraz już sącząc pierwsze łyki zimnego piwa zacząłem im zazdrościć rozgrzewającej od środka wódki. Ale skupiam się na rozmowie. Natalia i Ania rzeczywiście pracują w Bieszczadach jako barmanki i rzeczywiście wcześniej nie były w Sanoku. Natalia okazała się niską i bladą „metalówą” w czarno czarnych włosach, z kolczykami w nosie i uszach oraz z całkiem porządnie przepitym głosem, który nie do końca pasował do delikatnej urody. Ania z kolei była wysoką tlenioną blondynką z tipsami na paznokciach i chyba dość modnymi ciuchami na sobie.

Są całkiem sympatyczne. Z rozmowy dowiedziałem się, że od rana są w mieście i w zasadzie to nie robiły nic ciekawego… Lekko zdziwiony dopytuję „jak to?”.

- Siedziałyśmy w barze po drugiej stronie rynku i wypiłyśmy kilka piwek, później kupiłyśmy wino i poszłyśmy nad jakiś strumyk, no i później poszłyśmy do hotelu się ogarnąć, a tam jacyś kolesie postawili nam kilka kolejek.
- To „niezłe” miałyście przygody – odpowiadam nie do końca wiedząc jak inaczej mógłbym to skomentować.

Bo coś mi jednak nie do końca pasuje w tej historyjce. Po co one tu przyjechały właściwie? Bo zrozumiałem że chciały zobaczyć miasto. Ale może jednak chodzi bardziej o towarzystwo (?). Wychodzi na to, że tak… właśnie opowiadają mi skąd się wzięły w Bieszczadach i co robiły wcześniej w życiu, choć właściwie to więcej o sobie mówi Natalia, może ma więcej do powiedzenia, a może Ania jest bardziej nieśmiała. W każdym razie jest tak jak myślałem wcześniej … obie musiały od czegoś w swoim życiu uciec, i trafiły tutaj. Chyba nawet nie starają się tego ukryć i mówią o tym otwarcie, choć między wierszami. Zaczął mi się podobać skrzypiący niczym metal o metal głos Natalii opowiadający o swoich studiach Uniwersytecie Artystycznym, które rzuciła stwierdzając, że nie pasuje do otoczenia akademickiego. Rozmawiamy o malarstwie i sztuce. Zacząłem zauważać w niej coś intrygującego i coraz bardziej chce się dowiedzieć co dokładnie to jest. Upijam ostatni łyk trzeciego piwa. Języki już się nam rozplątały na dobre, nawet Ania jest coraz bardziej rozmowna, a od słowa do słowa moje nowe koleżanki doszły do momentu gdy opowiedziały mi, że marzą o tym by prowadzić swoje własne schronisko w Bieszczadach. Zajebiście podoba mi się ten pomysł!

Wypiliśmy chyba 4-5 piw, jest bardzo miło, ale czas się zbierać. Dziewczyny chcą już iść spać … nic dziwnego, jest prawie północ. Ja też jestem już nieco zmęczony. Wychodzimy z knajpy prawie jako ostatni klienci. Rynek i wszystkie przyległe uliczki są zasnute jeszcze bardziej gęstą mgłą niż wcześniej, wieje zimny i mokry wiatr, jest paskudnie. Na wszelki wypadek odprowadzam dziewczyny pod hotel żeby nie zabłądziły. Stoimy przed bramą i śmiejemy się, zapraszają mnie do siebie do Wetliny żebym wpadł na piwo i pogaduchy, i już mamy się żegnać ale Ania pyta czy zapale jeszcze z nimi papierosa. Wyjaśniam, że nie palę … ale wymowna cisza i spojrzenia już dość mocno podpitych koleżanek szybko dają mi do zrozumienia, że nie chodzi o papierosa, tylko o „papierosa”.  Kiwam im głową i pokazuję gdzie możemy zapalić. Idziemy dyskretny i cichy zaułek po drugiej stronie ulic. Z torebki Ani wyłaniają się dwa grube, zielone jointy. Opanowałem chwilowe zaszokowanie sytuacją, której zupełnie się nie spodziewałem i myślę sobie - zapowiada się smakowicie.

Po kilku machach przyjemnie kręci mi się w głowie a powieki robią się coraz cięższe. O ile wcześniej śmialiśmy się często z różnych opowieści tak teraz co chwila wybuchamy serią narkotycznej śmiechawy. Właśnie uświadomiłem Anię, że palimy marihuanę pod murami zakładu karnego gdzie często przyjeżdża policja … i widzę jak jej twarz powoli zmienia się z uśmiechniętej od ucha do ucha w coraz bardziej poważną i przestraszoną. Zrobiłem to świadomie i zaraz ją uspokoiłem. Znów rozbrzmiewała ostra śmiechawa. Z dwóch skrętów nie zostało już nic. Wszyscy we troje jesteśmy „zmiażdżeni”, ja w bardzo błogi sposób, a z tego co widzę dziewczyny również. Ania właściwie jest najebana można powiedzieć … teraz wyciągnęła telefon i mówi, że będziemy robić sobie pamiątkowe zdjęcia. Sesja trwa chyba z piętnaście minut i jest mocno śmiesznie, zaczynają się przytulanki, uściski i tym podobne. Natalia teraz stoi nieco z boku, jakby z dystansem i bez przekonania. Może faza troszkę zaczęła jej przeszkadzać, jakby czuła że przesadziła. Podchodzę do niej i pytam czy wszystko jest w porządku. Zdecydowanie wolałem rozmawiać z Natalią niż robić sobie szalone fotki z Anią. Odpowiedziała pytaniem na pytanie.

- Może wpadniesz do Nas do pokoju na górę skoro tak dobrze się bawimy?
- Chętnie.

Zamiast one spać u mnie, ja spałem u nich. Ahh… couchsurfing to zawsze niespodziewana i piękna przygoda!










2 komentarze:

  1. Nie ma to jak pojechać do innego miasta, żeby się opić browarów i zjarać. xD
    Spoko, fajna przygoda! Cieszę się, bo jesteś jednym z niewielu znanych mi blogerów, który nie dość, że ma konto na CS, to jeszcze z niego korzysta i na dodatek dobrze mu idzie. :D
    Życzę fantastycznych przygód i poznania wielu wariatów. ;)

    OdpowiedzUsuń