Wracam.
Jadę pociągiem tam skąd przyjechałem - z bagażem doświadczeń i biletem do domu.
Do domu, miejsca tak mi bliskiego, a którego boje się, że nie poznam. Ponad
tysiąc kilometrów nie jest mi straszne jak odpowiedź na pytanie „Czy mam do
czego wracać?”. Czy bardziej obawiałem się wyjazdu czy powrotu?
Każdy się
czegoś boi. Każdy z tych ludzi, którzy właśnie zajęli swoje miejsca w wygodnych
siedzeniach się czegoś boi. Może jeszcze przed chwilą odczuwali strach przed
tym, że wifi w pociągu nie będzie działać i przez kilka godzin będą poza
obiegiem informacji. Poza życiem. W próżni. Może przez całą tą drogę, będą się
przez to niezręcznie do tego stopnia że będą unikać każdego spojrzenia które
spotka ich ze strony współpasażerów. Będą się chować przed wzrokiem innych
jednocześnie chcąc mieć na oku wszystkich.
Sam
pogrążam się w swoich głębokich myślach i odcinam od świata który mnie otacza. Ale
muzyka w słuchawkach tym razem nie pomaga na samotność w podróży i w śród
własnych strachów. Jakby coś zgrzytało w uszach, jakby muzyka fałszowała coś,
albo zagłuszała prawdziwe dźwięki. Więc wyłączam cyfrowe dźwięki, odrywam kable
wchodzące mi do uszu. Słyszę rytmiczny szum i stukot.
Za oknem
jest czarno, niczego nie widać, kontury otoczenia majaczą w odcieniach nocy. Na
zewnątrz jest chłodno, idzie zima. Za kilka dni na pewno spadnie śnieg, być
może tysiąc kilometrów dalej już spadł (?). Dziewczyna która czekała na peronie
kilka metrów ode mnie miała twarz w kolorze śniegu. Nie mogłem odgadnąć czy to jej naturalny kolor
skóry czy była to sztuczne światła dworca wyretuszowały jej drobną buzię. Twarze
kilku na oko Kolumbijczyków lub Wenezuelczyków którzy wsiadali przed nami też
wyglądały blado.
Zanim
przyzwyczaiłem się do naturalnych dźwięków pociągu myślałem, że w przedziale
panuje zupełna cisza. Być może wszyscy
zasnęli ze słuchawkami w uszach. Być może każdy myśli o miejscu do którego
jedzie i z którego wraca.
Jednak teraz
już słyszę. Ktoś tu żyje, więc i ja się ożywiłem. Gdzieś daleko z przodu doba
mnie głos pięknie płynącego w powietrzu języka włoskiego. Tutaj nie jest
głośny, ale domyślam się, że z przodu musi być bardzo intensywny i soczysty.
Trzy włoszki trajkoczą z właściwą dla „italiano” ekspresją. Nic z tego nie
rozumiem, ale dźwięki są tak przyjemne, że teraz czuję jak robi mi się coraz
cieplej. Chyba opowiadają śmieszne rzeczy, bo śmieją się wesoło pomimo
zmęczonych oczu, które mrużą od nadmiaru białego światła. Dopiero teraz
zwróciłem bardziej uwagę na światło oświetlające korytarz pomiędzy siedzeniami.
Część ludzi śpi, wydając z siebie ciche pochrapywania, część jakby po kryjomu szepta
sobie coś wzajemnie do uszu. Czterej Latynosi, na których wcześniej zwróciłem
uwagę siedzą z tyłu wyglądając na podekscytowanych podróżą i ucieszonych z
powodu wspólnego spotkania po przerwie.
Odwracam
głowę od nich i zauważam, że obok mnie, po przeciwnej stronie przy szybie
siedzi blondynka o śniegowej twarzy. Przez ułamek sekundy patrzyliśmy się na
siebie. Jednak na tyle długo że się zorientowała i właśnie odwróciła wzrok ode
mnie z powrotem wkuwając go w duży zeszyt położony na jej kolanach. Siedzi
sama, na siedzeniu obok niej spoczywa plecak i czarny płaszcz. Tyle zdążyłem
zobaczyć w pierwszej chwili zanim wgapiłem się jakiś wymyślony punkt wprost
przede mną udając że jej nie zauważyłem. Jednak wzrok zaczyna mi uciekać w jej
stronę. Na jej białą twarz opadają kosmyki długich blond włosów. Nieco
zasłaniają to czemu chcę się przyjrzeć. Pochyla się nad zeszytem trzymając w
chudziutkiej dłoni mały, wypisany już prawie ołówek. Kościste palce zaciskają
się ołówku mocno, na paznokciach nie ma śladu lakieru. Jest jakby zwinięta w
sobie, nogi ma podkulone pod pośladki. Na wąskich ramionach ma granatowy za
duży na nią sweter z golfem. Chowa się, a ja nie mogę dowiedzieć się o niej nic
więcej. Zagadka. Nie wiem, może Niemka? Może Skandynawka… hmm, najbardziej
Szwedka.
Miło jest
łapać czyjeś spojrzenie gdy ma się świadomość, że ktoś próbuje złapać Twoje. Choć
minęła dłuższa chwila znów udało Nam się złapać wzorkiem. Oparła się plecami o
szybę i była zwrócona wprost w moją stronę. Przed chwilą zrobiłem to samo, żeby
nie musieć mieć pretekstu patrzeć się w jej stronę. Podniosła skupione oczy
znad kartki i w końcu odsłoniła się patrząc mi prosto w oczy jakby świadomie i
z premedytacją. Nie uśmiechała się, jej spojrzenie jest raczej smutne, ale nie agresywne.
Pomiędzy zamyślonymi i głęboko osadzonymi oczyma niebieskiego koloru chowa się mały
ale zadarty nieco nos. Z pozoru subtelny charakter jej urody kończył się na
mocno zaciśniętych ustach, których prawie nie było widać. Tylko wąska ledwo
rozpoznawalna kreska, która jak sobie przypominam nie otworzyła się ani razu od
momentu gdy zobaczyłem ją na peronie. Wtedy wydawała mi się, dojrzałą kobietą
około 30-stki… teraz przypomina bardziej obrażoną rozczochraną dziewczynkę,
która spisuje swoje troski w pamiętniku, jej największym skarbie.
Patrzę na
nią i się zastanawiam gdzie ta istota jedzie i czego się boi, a ona podnosi i
odwraca w moją stronę swój zeszyt. Na białych kartkach pełnymi pięciolinii
ukazały mi się przekreślone mocną kreską nuty, które musiała zapisywać przez
cały ten czas. Na środku strony napisane było wielkimi literami „WHAT?”.
Ostrożnie
ściągam z siedzenia obok niej plecak i płaszcz i siadam. Bez protestu pozwala
mi też wyciągnąć ze swojej ręki zeszyt z nutami. Przeglądam go i wpatruję się w
znaki których nigdy nie nauczyłem się rozróżniać i rozumieć. Odwracam się do
niej i pytam:
- Opowiesz mi o czym jest ta piosenka którą napisałaś?
W
odpowiedzi usłyszałem jej dźwięczny i czysty głos o ciepłej barwie. Nic już nie
fałszuje, nic nie zgrzyta w uszach. Rozmawiamy nie zauważając że za oknem
zrobiło się jasno i strach przed powrotem jakby zniknął. Po prostu jedziemy.
Jak zwykle hipnotyzujesz swoimi opisami... Ich tajemniczość sprawia, że wciąż chce się czytać więcej...
OdpowiedzUsuńświetnie, że jesteś. Twoje opisy pochłaniają bez reszty, a jazda pociągiem i obserwowanie ludzi ma w sobie niezwykłą magię.
OdpowiedzUsuńbędzie ciąg dalszy?
Ja zawszę się zastanawiam gdy oglądam ludzi wychodzących z pociągu na stacji "gdzie oni wszyscy idą". Jaki mają cel, czy czeka na nich ktoś bliski.. ? Na serio, chciała bym znać ich myśli. Normalnie żyję zasadą ja plus moje życie. Ale w takich momentach zastanawiam się nad całą resztą.
UsuńBoże... Dlaczego to zawsze musi być koścista blondynka? Ludzie złoci. "Dama serca" - kościska blondynka, najlepsza dupa w klasie- koścista blondynka, laska na którą gapisz się w pociągu - koścista blondynka. -.-' Nie ma to jak opiewanie aryjskiej rasy. No, a opis świetny i fajnie się czyta, to fakt, ale kurde, czemu blondynka xDDDDDDDDD Czemu ona tam siedziała ;/
OdpowiedzUsuńDługo czekałam na Twoje posty. Zaglądałam tu często. Cieszę się, że znowu piszesz. Nie straciłeś dawnego ducha, a może właśnie go odzyskałeś. Co trochę mnie martwi.
OdpowiedzUsuń