sobota, 12 marca 2016

Wenus

            Stałem przed oknem, patrzyłem przez firankę na świat. Na zewnątrz wszystko było zasnute gęstą mgłą, pogoda była nieokreślona. Białe mleko wydawało się jakby chciało przeniknąć do środka naszego mieszkania. Trwałem w tym patrzeniu chyba bardzo długo, moja świadomość gdzieś odpływała…

            Z letargu wyrwał mnie niespodziewany dotyk. Ledwo poczułem jej aksamitną dłoń, która przesuwała się po moim ramieniu. Poczułem jej energię, jej ciepło. Powoli odwróciłem głowę… stała zaraz przy mnie. Stała będąc jednocześnie niewidoczna jak duch i wyraźna jak ołtarz. Patrzyła na mnie wzrokiem, który omijał całą tę mgłę i był niepowtarzalnie przeszywający. Patrzyła na mnie ze smutkiem i troską, wiedziałem, że wie. Nie wytrzymałem tego spojrzenia i spuściłem wzrok w podłogę, ręce którymi opierałem się o parapet zaczęły drżeć a ona bezszelestnie zniknęła. Ogarnęła mnie pustka. Gdy rozejrzałem się po pokoju zrozumiałem, że to jest właśnie ta mgła. Wszystkie ściany były kredowobiałe, a trupioblade powietrze przesłaniało wszystkie szczegóły. Zakręciło mi się w głowie, wszędzie była mgła i szum… przymknąłem oczy łapiąc się dłońmi za skronie.

            Po chwili moje oczy złapały ostrość, nie patrzyłem już w okno i na ściany. Teraz widziałem jasno. Drzwi, otwarte drzwi a w nich widok… jedyny rozświetlony punkt w mieszkaniu. Wszystko skoncentrowało się na niej, wysyłała ciepłe światło, którego potrzebowały moje oczy. Wiedziałem, że muszę do niej iść, a nawet biec… przez sekundę jeszcze widziałem jak krząta się z kąta w kąt po całej sypialni będąc ubrana wyłącznie w białe koronkowe figi… Dopiero wtedy zorientowałem się, że ja też jestem pół nagi. Nie zdążyłem zauważyć nawet kiedy znalazłem się tuż obok niej. Stałem na wprost niej, byliśmy dla siebie na wyciągnięcie ręki, ale najpierw musieliśmy dotknąć się spojrzeniami. Jej oczy przeszły przemianę, przybrały więcej energii a lewy kącik jej ust powędrował do góry, w stronę niechlujnie niesfornej grzywki. Jej włosy swobodnie i opadały na jej ciało, były naturalnym płaszczem, jej osłoną i jej kamuflażem. Przysłaniały delikatne ramiona i nieśmiałe piersi. Dodawały jej uroku, który bił z niej tym świetlistym ciepłem za którym podążałem, którym uwodziła mnie od początku.

            Moje ręce spoczywały na jej biodrach. Nasze ciała przywitały się muśnięciem skóry o skórę. Teraz to ona stała w bezruchu, zbliżyłem się do niej. Zbliżyłem z całą pewnością siebie przyciskając ją do siebie stanowczo ale delikatnie. Jej stopy zadrżały i odruchowo cofnęły się pociągając za sobą resztę jej ciała, wycofywała się centymetr po centymetrze… aż jej plecy poczuły chłód białej ściany. Wspięła się na palce i uświadomiła sobie, że nie ma już ucieczki. Uśmiechnąłem się do niej z całą swą radością jaką dawała mi świadomość, że znów jesteśmy razem. Chwyciłem jej prawą dłoń i objąłem swoimi… Trzymałem ją mocno i powoli klęknąłem na kolana. Patrzyłem na nią z dołu, a ona na mnie z góry, nasze twarze dzieliła teraz spora odległość, jednak moje słowa dotarły do niej natychmiastowo. Moje „Kocham Cię!” odbiło się od jej oczu i emocjonalnym echem wróciło do moich uszu. Pocałowałem ją w najpiękniejszą dłoń na świecie.

            Wszystko stało się wyraźne, bo była już tylko ona. Obejmowałem jej uda, a moje usta kręciły się w okolicy jej kolan. Muskałem jej skórę mikroskopijnymi pocałunkami. Zmysły pracowały na najwyższych obrotach. Pod palcami wyczuwałem fakturę jej skóry, dotykałem jej linii papilarnych rozlanych po tych słodko-różowych nogach. Wdychałem jej zapach, jej naturalne perfumy ogarniały mój nos i płuca. Wcisnąłem ręce między ścianę a nią, tak by móc złapać jej pośladki. Pod wrażeniem ich miękkości ścisnąłem je. Jak po ścieżce mój język szedł w górę. Ona już wiedziała gdzie zmierzam, patrzyła na mnie z uśmiechem za który od zawsze dałbym się pokroić. Ja spoglądałem od czasu do czasu na nią, jej promieniście rozanielona twarz wyglądała z pomiędzy podnieconych piersi… Spojrzałem raz jeszcze w stronę mojego światła i  palce chwyciły za gumkę jej majtek. Jej mowa ciała pomogła mi w ich błyskawicznym pozbyciu się ich. Klęczałem przed moją boginią i chciałem oddać jej wszystkie hołdy i pokłony. Uniosła nóżkę bym mógł pocałować ją we wszystkie miejsca o których marzyłem. Po wewnętrznej stronie jej uda spłynęła wilgotna strużka. Powstrzymałem jej bieg swoim językiem i już wiedziałem jak dziś smakuje. Moje usta dotykały jej różowego skarbu i delektowały się pierwszymi liźnięciami. Język spokojnie zaczął pieścić najwrażliwsze miejsca mojej pani. Chwyciła mnie za głowę i wplotła się w moje włosy zaciskając niekontrolowanie. Kiedy mój język wędrował coraz głębiej jej noga wylądowała na moim ramieniu. Wiedziałem, czułem, że jesteśmy oboje w najwłaściwszym miejscu i czasie… Dociskałem ją coraz mocniej, kręciłem kółeczka, dawałem całusy, muskałem łechtaczkę a moja bogini traciła zmysły i równowagę. Jej nogi zaczęły drżeć a całym ciałem targały skurcze rozkoszy. Pierwszy raz tego dnia pozwoliła sobie na wydanie jakiegokolwiek dźwięku… jęknęła przeciągle, choć starała się to ukryć.  Nie dała rady, w jednym momencie wszystkie blokady puściły, rozległ się cichy okrzyk spełnienia. Promieniała jeszcze mocniej, płonęła jak krwisty zachód słońca pośród otaczającej bieli.

            Opadliśmy na łóżko, które czekało na nas jak poduszka powietrzna. Mglista pościel ochłodziła rozgrzane ciała tylko na moment. Bo tylko przez moment wytrzymaliśmy w bezruchu i oszołomieniu tym czego przed chwilą doświadczyliśmy. Rozochocona Wenus domagała się następnych modlitw i kolejnych ofiar złożonych na jej cielesnym ołtarzu. Jako jej zagorzały wyznawca tylko na to czekałem, a kiedy wskoczyła na mnie szybkim i łapczywym susem czułem się jak boski wybraniec.  

            Znów była na górze. Kiedy wchodziłem w jej cipkę przeszyło mnie doszczętnie jakieś nieokreślone błogosławieństwo. Czułem coś czego nie doświadczyłem nigdy wcześniej. Zmrużyłem oczy rozpływając się w przyjemnościach jakimi się wzajemnie obdarowywaliśmy… lecz i tak była nadprzyrodzenie wyraźna. Jej włosy, teraz wilgotne przykleiły się do szyi i ramion. Nie mogłem się powstrzymać od jej dotykania, krążyłem łapczywie po jej radosnych piersiach i bujnych biodrach zatrzymując się po drodze na brzuchu i pośladkach. Ujeżdżała mnie jak najszybszy rydwan a ja chciałem jej służyć… Cały czas patrzyłem. Podziwiałem krągłości i napawałem wzrok gdy we mnie wchodziła i schodziła odsłaniając największy skarb wszechświata. Przyozdobione paseczkiem włosów łono jak wisienka na torcie wieńczyło jej cudowną naturę.

            Na zmianę krzyczała głośno przebijając tym głosem wszystkie ściany i całowała mnie namiętnie. Później robiła to jednocześnie. Modliłem się do niej w ten sposób przez cały dzień i całą noc. Byliśmy tylko my. Mgła odpłynęła, wróciły kolory i ciepłe światło.

            

4 komentarze:

  1. cześć Kuba. jak dobrze to było przeczytać.
    niesamowita te Wenus. szkoda, że to już koniec wpisu

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo pięknie piszesz! Uwielbiam Cię czytać!

    OdpowiedzUsuń
  3. Popis umiejętności ogromny. Literatura piękną w najlepszym wydaniu, jak dobrze dostać ją ot tak, za darmo. "Moje „Kocham Cię!” odbiło się od jej oczu i emocjonalnym echem wróciło do moich uszu." "Rozochocona Wenus domagała się następnych modlitw i kolejnych ofiar złożonych na jej cielesnym ołtarzu." - świetne to. Do zapisania wręcz. Pisz dalej, będę wiernym czytelnikiem. PS czytałeś Małe życie?
    http://www.emplace.pl/

    OdpowiedzUsuń