Strzelił. W
magazynku brakowało czterech kul. Krystian L. leżał w śniegu, a w powietrzu
wyraźnie unosił się gęsty zapach juchy. Zabójca, rzucił ostatnie spojrzenie na
ciało oświetlone krwistym światłem latarni.
Wsiadł do samochodu, w którym cuchnęło gangsterską awanturą. Miał
problem z odpaleniem silnika ale odjechał. Jego dłonie zacisnęły się na
kierownicy z miażdżącą siłą i mało brakowało by ją wyrwał. Śpieszył się, było
bardzo ślisko a on nie zwracał na nic uwagi, patrzył prosto przed siebie nie
myśląc o czymkolwiek. Jakiś kilometr od miejsca zbrodni minął go jakiś
samochód. Było około godziny 6:30, było zbyt ciemno żeby kierowcy mogli się zobaczyć
szczegółowo. Andrzej B. był zadowolony z siebie bo wykonał swój gangsterski
obowiązek. Dojechał na parkingu, który znajdował się w neutralnym miejscu i nie
wzbudzał podejrzeń. Zaczął się denerwować i chodzić wokół samochodu. Po
dłuższym zastanowieniu zostawił go i szybkim krokiem ruszył do swojego
mieszkania. Prawie biegł, oglądał się na wszystkie strony.
Pięć minut
później był już u siebie. Czekała na niego jego przyjaciółka Kamila. Wiedziała,
że coś się wydarzyło, zaczęli się kłócić, szarpali się a dziewczyna nie mogła
się uspokoić, zaczęła płakać. Wziął z lodówki butelkę wódki, polał do dwóch
szklanek – kazał jej wypić. Ciśnienie z niej zeszło a on wypił tą szklankę
jednym haustem. Zaczęli rozmawiać już dużo spokojniej, on powoli dopijał
butelkę a ona się mu przyglądała z jakimś niedowierzaniem. Mężczyzna wcale nie
poczuł wypitego alkoholu i właściwie teraz zaczął dochodzić do normalnego
stanu. Adrenalina uleciała i wytrącił się z transu. Uświadomił sobie co tak
naprawdę zrobił. Robił już w życiu złe rzeczy, ale dotarło do niego, że nie
jest już zwykłym małym przestępcą, teraz stał się mordercą. Wizja gangsterskich
porachunków zasłoniła mu rzeczywistość, zaczął się czuć z tym źle, nie
podejrzewał siebie o coś takiego.
Patrzył się w pustą białą ścianę, ignorował swoją małoletnią kochankę.
Zaczął przypominać sobie wydarzenia całej nocy, pamiętał wszystko w
najdrobniejszych szczegółach. Pamiętał, ale tylko do momentu kiedy wyciągnął
pistolet. Wiedział, że zabił i wiedział dlaczego to zrobił ale nie mógł
zrozumieć dlaczego zostawił ciało w tak widocznym miejscu. Ocknął się dopiero
wieczorem, czuł straszny głód i postanowił coś zjeść … nie wiedział, że to była jego ostatnia
kolacja.
Zapadła noc,
Andrzej B. był już wyczerpany, trzęsły mu się dłonie. Żeby odgonić sen sięgnął
po woreczek z białym proszkiem, amfetamina była jednym z powodów dla których
zabił. To wszystko przez to białe gówno. Dosypał narkotyk do swojej szklanki i
wypił. Przez całą noc zadawał sobie pytanie „co dalej?”. Palił papierosa za
papierosem. Nie miał planu, ale odzyskał normalną świadomość. Wiedział, że
policja może być wszędzie ale chciał poczekać w mieszkaniu. Myślał, że tam
będzie bezpieczny a za niedługo wymyśli plan ucieczki. Około godziny 10 rano
powiedział dziewczynie, żeby wyszła wyprowadzić psy. Chciał żeby wracała szybko
i trzymała się samego podwórka, żeby mógł ją obserwować z okna. Wyszła i nie
było jej dość długo, zapomniał o obserwacji więc myślał, że coś jest nie tak. W
pewnej chwili uświadomił sobie, że od zabójstwa minęło już prawie trzydzieści
godzin. Wyjrzał przez okno i przeczesywał wzrokiem okolicę, nagle Kamila
pojawiła się pod klatką, wchodziła na górę. Krew zaczęła mu się gotować i w
nerwach złapał dziewczynę ze szyję nie kontrolując swojej siły. Zaczęła się
dusić więc ją puścił, spadła na podłogę.
Psy wyczuwały coraz większą nerwowość. Debiutujący morderca podejrzewał
dziewczynę o to, że się z kimś skontaktowała. Wydarł jej z kieszeni telefon i
przeszukał go. Nie znalazł tam nic podejrzanego więc chwilowo się uspokoił,
siedemnastolatka ze strachem i łzami w oczach przeprosiła ukochanego, nie
wiedziała czego się spodziewać.
***
Andrzej B. miał
dziwne przeczucie, że wcześniej coś mu umknęło, postanowił jeszcze raz
spatrolować podwórko. Szukał czegoś co widział już poprzednim razem patrząc z
okna. Sprawdził z obydwu stron mieszkania … i nagle się zorientował. Na
parkingu stał zaparkowany samochód z wyróżniającymi się rejestracjami, w
pobliżu pojazdu kręciło się dwóch facetów, którzy od razu wydali mu się
policjantami. Przypatrzył się dokładnie żeby mieć pewność. Podświadomie
wiedział, że oni wiedzą, że to nie przypadek. Wpadł w furię a instynkt obronny
podpowiadał, że musi strzelać. Wyjął broń i wycelował w stronę tajniaków ale
żaden z czterech strzałów nawet nie zbliżył się w tamtą stronę – jakby strzelał
ślepakami. Obraz przed oczami mu się zamglił i udało mu się tylko dostrzec tych
facetów którzy obezwładnili jakiegoś kierowcę na parkingu, myśleli, że to on.
Ale szybko się zorientowali, że strzelec patrzy na nich z trzeciego piętra.
Trzasnął oknem prawie je wybijając, pobiegł do przedpokoju, na drodze stanęła
mu dziewczyna, staranował ją i w sprinterskim tempie zaczął blokować drzwi i
zasłaniać okna. Sam przyniósł wszystkie najcięższe graty pod swoimi drzwiami,
przesuwał meble z lekkością, jakby ruszał pionkami na planszy. Psy zaczęły
ujadać a hałas był dla niego nieznośny i miał wrażenie, że głowa mu wybuchnie.
Zabił jednego szybkim pociągnięciem za spust … drugi miał więcej szczęścia i
uciekł.
Mężczyzna usiadł
na zimnej ze strachu podłodze, poczuł przeraźliwe zimno, całe mieszkanie na
które patrzył zdawało mu się lodowate. Miał sparaliżowane ciało i myśli,
dopiero kiedy usłyszał, że w łazience dziewczyna wymiotuje wstał i kontynuował
barykadowanie mieszkania. Nie miał poczucia czasu i nie wiedział że tak szybko jego
mieszkanie-bunkier zostanie otoczone. Ukradkiem podglądał przez okno starając
się kontrolować sytuację. Spojrzał na zegarek, była 14 ale nie wiedział jaki
jest dzień tygodnia. Wciągnął nosem ścieżkę z białego proszku żeby nabrać nowej
energii, zrobił też wodno-amfetaminowego drinka dla Kamili, wlał w nią całą
szklankę i wsadził głowę pod kran z zimną wodą. Włączyli telewizor i zaczęli
śledzić kanały informacyjne gdzie dowiedzieli się, że są otoczeni a wszystkie
siły policyjne miasta skupiły się na osiedlu. Gorzej - do miasta dotarły
specjalne oddziały antyterrorystyczne i snajperzy którzy czaili się na dachu
pobliskiej szkoły. Miał się pojawić też negocjator i rzeczywiście się
pojawił ale nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Trzymał w ręku broń ze świeżym
magazynkiem i czekał. Śmiał się z tych wszystkich policjancików którzy się na
niego czaili i nie mogli nic zrobić, tak jak by się go bali, schlebiła mu ta
myśl. Jednocześnie uświadomił sobie, że to jest koniec i trzeba zakończyć to
najlepiej jak tylko się da.
Negocjator chciał
wyciągnąć z mieszkania siedemnastolatkę, dziewczyna chciała uciec ale chciała
też zostać. Pistolet w ręku Andrzeja jednak delikatnie sugerował żeby została i
tak też zrobiła. Musiała wierzyć w to, że wszystko będzie dobrze – zawsze
naiwnie nabierała się na obiecanki Andrzeja, choć tym razem nic nie obiecywał. Była
nim zafascynowana i przestraszona jednocześnie. Fascynacja ta przeradzała się z
czasem w uzależnienie. Zawsze jej pomagał, opiekował się nią i czuła w nim
oparcie od którego nie mogła się uwolnić. Za takie poczucie jednak musiała
płacić … i to słono. Andrzej miewał często swoje „odchyły” i „odloty”. Wtedy
musiała się bać agresji, która unosiła się wokół jego i jego znajomych. Znał
jej czułe punkty i z łatwością mógł nią sterować i manipulować, była zbyt słaba
i nie chciała się rzucać swojego toksycznego nałogu. Toksycznego tak jak ten
związek.
Było już ciemno,
w mieszkaniu odcięto prąd, ale dla nich to nie miało żadnego znaczenia bo
przecież myśleli o czym innym. Facet z pistoletem w ręce opowiedział swojej
kochance co się stało, miał wyraźnie załamany głos ale poza tym nic nie
zdradzało jego strachu, mimo to ona wiedziała. Już wiedziała, że źle zrobiła
nie uciekając z tego mieszkania … przeczuwała najgorsze, myślała o swoich
rodzicach i wszystkich złych rzeczach... Po mieszkaniu szwendał się ocalały
wcześniej pies, który wkurwiał swojego
pana niemożebnie i narażał się na jego gniew, ale teraz po prostu nie mógł go zabić. Tymczasem na
zewnątrz już od kilku godzin osiedle otoczyła policja i całe stada rządnych
sensacji gapiów. Najpierw na ulicach był gwar, strach i ogólna dezorientacja
ale z każdą godziną robiło się spokojniej. Każdy wyczekiwał, jedni w domu przed
telewizorem, inni na ulicy patrząc w stronę nieszczęśliwego bloku. Mieszkańcy
miasta czuli niepokój, na ulicach nawet tych na drugim końcu miasta można było
zauważyć wzmożony ruch. Andrzej B. jednak odciął się od tego całkowicie i
miał nadzieję, że zaraz po niego przyjdą … nie przychodzili.
***
Dopiero teraz
wymyślił plan ucieczki i chciał wziąć ze sobą Kamilę. Środkiem transportu miał
być pistolet. Doszedł do wniosku, że woli umrzeć niż trafić w ręce policji i
później do więzienia, bywał już w areszcie – znał to. Ale szalę przechyliła
myśl o jego wspólnikach … nie mógł zdradzić swojej bandy, z tych interesów nie
wychodzi się żywym. Po takiej zdradzie i tak by nie przeżył, więc to kwestia
czasu. Nie podjął rozmów z
negocjatorami, mimo wielu prób z ich strony … siedzieli z dziewczyną po cichu i
czekali na koniec. Policja natomiast
naiwnie czekała na cud i miała nadzieję, że podejrzany sam opuści mieszkanie.
Cała akcja opierała się na zabezpieczeniu okolicy i czekaniu na szaleńca. Nie
mieli z nim żadnego kontaktu ale nie podejrzewali w swojej naiwności, że
Andrzej spierdoli im do świata umarłych.
Późna już noc ..
antyterroryści czają się na klatce, cywile czatują w miejscach o których
policja zapomniała. Ci którzy dostali się bliżej patrzyli w okna mieszkania na
trzecim piętrze, czekali, czekali i nic się nie działo. W ciszy próbowali
nasłuchiwać jakiś głosów akcji … cisza. Przerażająca i przeszywająca uszy i
duszę cisza. W powietrzu wisiało coś, coś co może już się stało – tego jeszcze
nikt nie wiedział.
Parka z
zabarykadowanego lokum wybierała się w ostatnią podróż. Siedzieli na podłodze w
tym ostatnim objęciu, który wydawał się taki dziecięcy i bezinteresowny. Jedną
ręką obejmował dziewczynę a w drugiej dalej trzymał gnata (na którego założył
tłumik), którego nie wypuścił od kiedy zlokalizował policję. Starał się
trzymać, szło mu dobrze jak na gościa który zwariował kilka(naście) godzin
temu, ale w środku czuł strach, który wychodził mu skórą, włosami i wszystkimi
otworami ciała. Zobaczył, że dziewczyna zbladła i od dawna się nie odzywała …
wydusiła jednak ciche zmęczone „kochałam cię”. Znowu chciało się jej rzygać.
Pogładził ją delikatnie lufą pistoletu po policzku wilgotnym od potu i zmierzał
ku skroni (wydawało mu się, że zajmie to wieczność) … ale w końcu … strzelił !
z wielkim bólem, ale czuł, że musi. Opadła na niego ale nie chciał na nią
patrzeć. Teraz miało nastąpić 30 najdłuższych sekund w życiu Andrzeja B. W
głowie słyszał nierealne odliczanie do zera … i pociągnął spust, który przy tym
ostatnim strzale był niewyobrażalnie ciężki. W momencie strzału przestał się
bać.
Dziewczyna
gangstera już nigdy nie wyprowadzi żadnego psa na spacer i teraz może liczyć co
najwyżej na ognisty spacerniak. Natomiast Andrzej B. wyląduje w piekielnej
izolatce blisko diablego kotła. „Warszawiak” – jak nazywali go na osiedlu, już
nigdy nie zobaczy meczu swojej ukochanej Legii Warszawa, a szkoda, mają szansę
na mistrzostwo. Nigdy też nie zaparkuje krzywo na swoim parkingu wkurwiając
zmotoryzowanych sąsiadów … na pewno nie będą za nim tęsknić, ale zapamiętają go na długo.
Dwa jeszcze
ciepłe ciała czekały aż super agenci odkryją ze zdziwieniem zakochanych
samobójców. Z nieboszczyków uciekały powoli wszelkie oznaki życia i wielkie tłuste kawały
ich grzechów. Zostały natomiast siniaki,
dziury po kulach i krew z zawartością narkotyków. W mieszkaniu było jeszcze
więcej grzesznych dowodów. Antyterrorystów po wejściu do mieszkania uderzyła
fala zimna … śmierć była zimna, a panowie dodatkowo poczuli, że zjebali
misternie przygotowany plan ujęcia zbrodniarza. Ta dwójka miała przeżyć … a nie
przeżyły nawet ich psy.
Ile ludzi, tyle
teorii, ale jedno jest pewne – zginął od broni, którą sam wojował.
Mocne!
OdpowiedzUsuńJedno z moich ulubionych! ;)