środa, 11 lutego 2015

STRZAŁ

Strzelił. W magazynku brakowało czterech kul. Krystian L. leżał w śniegu, a w powietrzu wyraźnie unosił się gęsty zapach juchy. Zabójca, rzucił ostatnie spojrzenie na ciało oświetlone krwistym światłem latarni.  Wsiadł do samochodu, w którym cuchnęło gangsterską awanturą. Miał problem z odpaleniem silnika ale odjechał. Jego dłonie zacisnęły się na kierownicy z miażdżącą siłą i mało brakowało by ją wyrwał. Śpieszył się, było bardzo ślisko a on nie zwracał na nic uwagi, patrzył prosto przed siebie nie myśląc o czymkolwiek. Jakiś kilometr od miejsca zbrodni minął go jakiś samochód. Było około godziny 6:30, było zbyt ciemno żeby kierowcy mogli się zobaczyć szczegółowo. Andrzej B. był zadowolony z siebie bo wykonał swój gangsterski obowiązek. Dojechał na parkingu, który znajdował się w neutralnym miejscu i nie wzbudzał podejrzeń. Zaczął się denerwować i chodzić wokół samochodu. Po dłuższym zastanowieniu zostawił go i szybkim krokiem ruszył do swojego mieszkania. Prawie biegł, oglądał się na wszystkie strony.
Pięć minut później był już u siebie. Czekała na niego jego przyjaciółka Kamila. Wiedziała, że coś się wydarzyło, zaczęli się kłócić, szarpali się a dziewczyna nie mogła się uspokoić, zaczęła płakać. Wziął z lodówki butelkę wódki, polał do dwóch szklanek – kazał jej wypić. Ciśnienie z niej zeszło a on wypił tą szklankę jednym haustem. Zaczęli rozmawiać już dużo spokojniej, on powoli dopijał butelkę a ona się mu przyglądała z jakimś niedowierzaniem. Mężczyzna wcale nie poczuł wypitego alkoholu i właściwie teraz zaczął dochodzić do normalnego stanu. Adrenalina uleciała i wytrącił się z transu. Uświadomił sobie co tak naprawdę zrobił. Robił już w życiu złe rzeczy, ale dotarło do niego, że nie jest już zwykłym małym przestępcą, teraz stał się mordercą. Wizja gangsterskich porachunków zasłoniła mu rzeczywistość, zaczął się czuć z tym źle, nie podejrzewał siebie o coś takiego.  Patrzył się w pustą białą ścianę, ignorował swoją małoletnią kochankę. Zaczął przypominać sobie wydarzenia całej nocy, pamiętał wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Pamiętał, ale tylko do momentu kiedy wyciągnął pistolet. Wiedział, że zabił i wiedział dlaczego to zrobił ale nie mógł zrozumieć dlaczego zostawił ciało w tak widocznym miejscu. Ocknął się dopiero wieczorem, czuł straszny głód i postanowił coś zjeść … nie wiedział, że to była jego ostatnia kolacja.
Zapadła noc, Andrzej B. był już wyczerpany, trzęsły mu się dłonie. Żeby odgonić sen sięgnął po woreczek z białym proszkiem, amfetamina była jednym z powodów dla których zabił. To wszystko przez to białe gówno. Dosypał narkotyk do swojej szklanki i wypił. Przez całą noc zadawał sobie pytanie „co dalej?”. Palił papierosa za papierosem. Nie miał planu, ale odzyskał normalną świadomość. Wiedział, że policja może być wszędzie ale chciał poczekać w mieszkaniu. Myślał, że tam będzie bezpieczny a za niedługo wymyśli plan ucieczki. Około godziny 10 rano powiedział dziewczynie, żeby wyszła wyprowadzić psy. Chciał żeby wracała szybko i trzymała się samego podwórka, żeby mógł ją obserwować z okna. Wyszła i nie było jej dość długo, zapomniał o obserwacji więc myślał, że coś jest nie tak. W pewnej chwili uświadomił sobie, że od zabójstwa minęło już prawie trzydzieści godzin. Wyjrzał przez okno i przeczesywał wzrokiem okolicę, nagle Kamila pojawiła się pod klatką, wchodziła na górę. Krew zaczęła mu się gotować i w nerwach złapał dziewczynę ze szyję nie kontrolując swojej siły. Zaczęła się dusić więc ją puścił, spadła na podłogę.  Psy wyczuwały coraz większą nerwowość. Debiutujący morderca podejrzewał dziewczynę o to, że się z kimś skontaktowała. Wydarł jej z kieszeni telefon i przeszukał go. Nie znalazł tam nic podejrzanego więc chwilowo się uspokoił, siedemnastolatka ze strachem i łzami w oczach przeprosiła ukochanego, nie wiedziała czego się spodziewać.

***

Andrzej B. miał dziwne przeczucie, że wcześniej coś mu umknęło, postanowił jeszcze raz spatrolować podwórko. Szukał czegoś co widział już poprzednim razem patrząc z okna. Sprawdził z obydwu stron mieszkania … i nagle się zorientował. Na parkingu stał zaparkowany samochód z wyróżniającymi się rejestracjami, w pobliżu pojazdu kręciło się dwóch facetów, którzy od razu wydali mu się policjantami. Przypatrzył się dokładnie żeby mieć pewność. Podświadomie wiedział, że oni wiedzą, że to nie przypadek. Wpadł w furię a instynkt obronny podpowiadał, że musi strzelać. Wyjął broń i wycelował w stronę tajniaków ale żaden z czterech strzałów nawet nie zbliżył się w tamtą stronę – jakby strzelał ślepakami. Obraz przed oczami mu się zamglił i udało mu się tylko dostrzec tych facetów którzy obezwładnili jakiegoś kierowcę na parkingu, myśleli, że to on. Ale szybko się zorientowali, że strzelec patrzy na nich z trzeciego piętra. Trzasnął oknem prawie je wybijając, pobiegł do przedpokoju, na drodze stanęła mu dziewczyna, staranował ją i w sprinterskim tempie zaczął blokować drzwi i zasłaniać okna. Sam przyniósł wszystkie najcięższe graty pod swoimi drzwiami, przesuwał meble z lekkością, jakby ruszał pionkami na planszy. Psy zaczęły ujadać a hałas był dla niego nieznośny i miał wrażenie, że głowa mu wybuchnie. Zabił jednego szybkim pociągnięciem za spust … drugi miał więcej szczęścia i uciekł.   
Mężczyzna usiadł na zimnej ze strachu podłodze, poczuł przeraźliwe zimno, całe mieszkanie na które patrzył zdawało mu się lodowate. Miał sparaliżowane ciało i myśli, dopiero kiedy usłyszał, że w łazience dziewczyna wymiotuje wstał i kontynuował barykadowanie mieszkania. Nie miał poczucia czasu i nie wiedział że tak szybko jego mieszkanie-bunkier zostanie otoczone. Ukradkiem podglądał przez okno starając się kontrolować sytuację. Spojrzał na zegarek, była 14 ale nie wiedział jaki jest dzień tygodnia. Wciągnął nosem ścieżkę z białego proszku żeby nabrać nowej energii, zrobił też wodno-amfetaminowego drinka dla Kamili, wlał w nią całą szklankę i wsadził głowę pod kran z zimną wodą. Włączyli telewizor i zaczęli śledzić kanały informacyjne gdzie dowiedzieli się, że są otoczeni a wszystkie siły policyjne miasta skupiły się na osiedlu. Gorzej - do miasta dotarły specjalne oddziały antyterrorystyczne i snajperzy którzy czaili się na dachu pobliskiej szkoły. Miał się pojawić też negocjator i rzeczywiście się pojawił ale nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Trzymał w ręku broń ze świeżym magazynkiem i czekał. Śmiał się z tych wszystkich policjancików którzy się na niego czaili i nie mogli nic zrobić, tak jak by się go bali, schlebiła mu ta myśl. Jednocześnie uświadomił sobie, że to jest koniec i trzeba zakończyć to najlepiej jak tylko się da.
Negocjator chciał wyciągnąć z mieszkania siedemnastolatkę, dziewczyna chciała uciec ale chciała też zostać. Pistolet w ręku Andrzeja jednak delikatnie sugerował żeby została i tak też zrobiła. Musiała wierzyć w to, że wszystko będzie dobrze – zawsze naiwnie nabierała się na obiecanki Andrzeja, choć tym razem nic nie obiecywał. Była nim zafascynowana i przestraszona jednocześnie. Fascynacja ta przeradzała się z czasem w uzależnienie. Zawsze jej pomagał, opiekował się nią i czuła w nim oparcie od którego nie mogła się uwolnić. Za takie poczucie jednak musiała płacić … i to słono. Andrzej miewał często swoje „odchyły” i „odloty”. Wtedy musiała się bać agresji, która unosiła się wokół jego i jego znajomych. Znał jej czułe punkty i z łatwością mógł nią sterować i manipulować, była zbyt słaba i nie chciała się rzucać swojego toksycznego nałogu. Toksycznego tak jak ten związek.
Było już ciemno, w mieszkaniu odcięto prąd, ale dla nich to nie miało żadnego znaczenia bo przecież myśleli o czym innym. Facet z pistoletem w ręce opowiedział swojej kochance co się stało, miał wyraźnie załamany głos ale poza tym nic nie zdradzało jego strachu, mimo to ona wiedziała. Już wiedziała, że źle zrobiła nie uciekając z tego mieszkania … przeczuwała najgorsze, myślała o swoich rodzicach i wszystkich złych rzeczach... Po mieszkaniu szwendał się ocalały wcześniej pies, który wkurwiał  swojego pana niemożebnie i narażał się na jego gniew, ale teraz  po prostu nie mógł go zabić. Tymczasem na zewnątrz już od kilku godzin osiedle otoczyła policja i całe stada rządnych sensacji gapiów. Najpierw na ulicach był gwar, strach i ogólna dezorientacja ale z każdą godziną robiło się spokojniej. Każdy wyczekiwał, jedni w domu przed telewizorem, inni na ulicy patrząc w stronę nieszczęśliwego bloku. Mieszkańcy miasta czuli niepokój, na ulicach nawet tych na drugim końcu miasta można było zauważyć wzmożony ruch. Andrzej B. jednak odciął się od tego całkowicie i miał nadzieję, że zaraz po niego przyjdą … nie przychodzili.

***

Dopiero teraz wymyślił plan ucieczki i chciał wziąć ze sobą Kamilę. Środkiem transportu miał być pistolet. Doszedł do wniosku, że woli umrzeć niż trafić w ręce policji i później do więzienia, bywał już w areszcie – znał to. Ale szalę przechyliła myśl o jego wspólnikach … nie mógł zdradzić swojej bandy, z tych interesów nie wychodzi się żywym. Po takiej zdradzie i tak by nie przeżył, więc to kwestia czasu.  Nie podjął rozmów z negocjatorami, mimo wielu prób z ich strony … siedzieli z dziewczyną po cichu i czekali na koniec. Policja  natomiast naiwnie czekała na cud i miała nadzieję, że podejrzany sam opuści mieszkanie. Cała akcja opierała się na zabezpieczeniu okolicy i czekaniu na szaleńca. Nie mieli z nim żadnego kontaktu ale nie podejrzewali w swojej naiwności, że Andrzej spierdoli im do świata umarłych.
Późna już noc .. antyterroryści czają się na klatce, cywile czatują w miejscach o których policja zapomniała. Ci którzy dostali się bliżej patrzyli w okna mieszkania na trzecim piętrze, czekali, czekali i nic się nie działo. W ciszy próbowali nasłuchiwać jakiś głosów akcji … cisza. Przerażająca i przeszywająca uszy i duszę cisza. W powietrzu wisiało coś, coś co może już się stało – tego jeszcze nikt nie wiedział. 
Parka z zabarykadowanego lokum wybierała się w ostatnią podróż. Siedzieli na podłodze w tym ostatnim objęciu, który wydawał się taki dziecięcy i bezinteresowny. Jedną ręką obejmował dziewczynę a w drugiej dalej trzymał gnata (na którego założył tłumik), którego nie wypuścił od kiedy zlokalizował policję. Starał się trzymać, szło mu dobrze jak na gościa który zwariował kilka(naście) godzin temu, ale w środku czuł strach, który wychodził mu skórą, włosami i wszystkimi otworami ciała. Zobaczył, że dziewczyna zbladła i od dawna się nie odzywała … wydusiła jednak ciche zmęczone „kochałam cię”. Znowu chciało się jej rzygać. Pogładził ją delikatnie lufą pistoletu po policzku wilgotnym od potu i zmierzał ku skroni (wydawało mu się, że zajmie to wieczność) … ale w końcu … strzelił ! z wielkim bólem, ale czuł, że musi. Opadła na niego ale nie chciał na nią patrzeć. Teraz miało nastąpić 30 najdłuższych sekund w życiu Andrzeja B. W głowie słyszał nierealne odliczanie do zera … i pociągnął spust, który przy tym ostatnim strzale był niewyobrażalnie ciężki. W momencie strzału przestał się bać.          
Dziewczyna gangstera już nigdy nie wyprowadzi żadnego psa na spacer i teraz może liczyć co najwyżej na ognisty spacerniak. Natomiast Andrzej B. wyląduje w piekielnej izolatce blisko diablego kotła. „Warszawiak” – jak nazywali go na osiedlu, już nigdy nie zobaczy meczu swojej ukochanej Legii Warszawa, a szkoda, mają szansę na mistrzostwo. Nigdy też nie zaparkuje krzywo na swoim parkingu wkurwiając zmotoryzowanych sąsiadów … na pewno nie będą za nim tęsknić, ale zapamiętają go na długo.
Dwa jeszcze ciepłe ciała czekały aż super agenci odkryją ze zdziwieniem zakochanych samobójców. Z nieboszczyków uciekały powoli  wszelkie oznaki życia i wielkie tłuste kawały ich grzechów. Zostały  natomiast siniaki, dziury po kulach i krew z zawartością narkotyków. W mieszkaniu było jeszcze więcej grzesznych dowodów. Antyterrorystów po wejściu do mieszkania uderzyła fala zimna … śmierć była zimna, a panowie dodatkowo poczuli, że zjebali misternie przygotowany plan ujęcia zbrodniarza. Ta dwójka miała przeżyć … a nie przeżyły nawet ich psy.
Ile ludzi, tyle teorii, ale jedno jest pewne – zginął od broni, którą sam wojował. 

1 komentarz: